
Uru spodziewała się potomstwa. Miały się urodzić za trzy dni, ale...
-Ahadi...! To już!-Krzyknęła Uru.
-Co?! Już?!-Zerwał się Ahadi i już biegł do Rafiki'ego. Biegł bardzo szybko Uru była w tej chwili najważniejsza. Dobiegł.
-Rafiki! To już!-Krzyczał.
-Już? Dobrze choć.-Powiedział i pobiegli z powrotem. Gdy dobiegli Rafiki zatrzymał się.
-Ej! Co ty robisz?-Zapytał zdziwiony władca.
-Lepiej było by, gdybyś został tu.-Oznajmił szaman.
-....Ech, dobrze.-Po godzinie Rafiki wreszcie pozwolił wejść Królowi. To co zobaczył Ahadi było piękne...
W objęciach Uru spały dwa małe lwiątka. To ciemne było drobniejsze, Ahadi wziął je za dziewczynkę.

-Cześć mała.-Powiedział do ciemniejszego lwiątka.
-To jest on.-Poprawiła go Uru.
-Ooo...! To przepraszam.-Odpowiedział lekko zmieszany.
-Przepraszam, że się wtrącam, ale musimy ustalić datę prezentacji maluchów.-Przerwał Rafiki.-Może za trzy dni?
-Za trzy dni... Dobrze-Zgodził się władca.
Rafiki wrócił do siebie, a para wraz z maluchami poszła na polankę.
-Kochanie, musimy wybrać im imiona.-Zaczął Ahadi.
-Wiem...-Odpowiedziała Uru.-Może jeden z nich będzie się nazywać Ushindi?
-Nie..., Ten jasny... Może Mohatu?-Zaproponował Ahadi.
-Nie, nazwijmy go Mufasa.
-Tak! To piękne imie! Mufasa.
-A ten ciemny przypomina mi Takę.
-To bardzo ładne imię, Taka.
Para pobawiła się jeszcze z maluchami i wróciła na Lwią Skałę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz